wtorek, 6 września 2011

Worst day

Sama się zastanawiam, po co to piszę. I naprawdę nie wiem dlaczego, ale chyba mi ulży.
Nigdy nie sądziłam, że będę o tym pisać w tym stuleciu, dekadzie, roku, miesiącu, tygodniu i dniu. Który to mamy? no tak, 6 września. Do szkoły miałam na 8.55, jedyny dzień w tygodniu, gdzie mogę się "wyspać". Trafiłam do grupy zaawansowanej jeśli chodzi o język angielski, a nasza nauczycielka postanowiła dodatkowo nas sprawdzić. Najpierw na wyrywki pytała z czasowników nieregularnych, potem kazała w chyba 3 minuty napisać opis obrazka, przeczytać go na forum klasy, a na koniec zadawała pytania. Pozornie łatwizna, ale strasznie się zdenerwowałam. Myślałam, że oszaleję, czułam się jak jakiś totalny gamoń i miałam wrażenie, że ona też tak o mnie sądzi. Więc postanowiłam, ze pokażę jej, że się myli, w ciągu najbliższych 3 lat.
Ostatnia lekcja - WDŻ, nudy nudy nudy. o 15.30 byłam już na przystanku, wysiadłam, wracałam z sąsiadką. Wchodzę do domu, drzwi otwarte, ale cisza. Zostawiłam swoją 20kg torbę w pokoju (kupiłam kilka książek, kręgosłupa mało nie połamałam) Poszłam do kuchni, zajrzałam do piekarnika, znalazłam obiad, więc sobie pomalutku nakładam. Przez okno widzę mamę, która już po chwili stanęła obok mnie i z kamienną twarzą mówi "wiesz już, co się stało?"
Gdy usłyszałam słowa "dziadek umarł" (to dziwne, że właśnie napisałam pomiędzy tymi słowami "nie"...) wpatrywałam się w nią jeszcze kilka sekund, a potem pobiegłam to pokoju i ukryłam twarz w poduszkach. Słyszałam tylko jej kroki, siedziała potem obok mnie przez cały czas, dopóki nie nabrałam zwykłych kolorów.
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tego uczucia, gdy traci się bliską osobę. Przypomniałam sobie wszystkie ostatnie chwile i zdałam sobie sprawę, że wpadłam na genialny pomysł idąc 1 września przed rozpoczęciem roku do babci i dziadka. Gdyby wtedy mnie tam nie było, ostatni raz widziałabym dziadka dokładnie miesiąc temu. Bo właśnie 6 sierpnia, w moje urodziny byliśmy wszyscy na chrzcinach. Zastanawiałam się też co czuje babcia. Wybraźcie sobie, że dzisiaj rano razem pojechali na działkę (samochodem, dziadek kierował!) jak gdyby nigdy nic. I nagle dziadek zasnął.... i już się nie obudził. "Zgasła lampka" jak powiedziała moja mama. Dziadek bardzo lubił mojego psa Dilka, zawsze mówił do niego "Dzidek xD" i ostatnim razem, gdy u nas był, dał psu pół kawałka ciasta, a Dilek był wtedy na diecie. Ale zrobił to w taki sposób, że nikt nie miał mu tego za złe. Tata powiedział dzisiaj do psa "widzisz, już dziadek do ciebie nie przyjdzie"...
Przestałam później płakać, bo uświadomiłam sobie, że na pewno by tego nie chciał.
W domu ciągle ktoś dzwoni. Wszyscy wszystkich informują co się stało. Mam tyle myśli na raz w głowie, że nie jestem w stanie wszystkiego tu napisać.
P.S. nie cierpię swojej klasy.

1 komentarz: